
Na pierwszy ogień tradycyjnie już idą kryminały, bo nigdy nie ukrywałem, że sam najchętniej na urlopie wybieram właśnie ten gatunek. Zazwyczaj czyta się je lekko, zapewniają relaks i dobrą rozrywkę, oczywiście pod warunkiem, że jednocześnie trzymają się wysokiego poziomu literackiego. W ten deseń idealnie wpisuje się Zombie Wojciecha Chmielarza, a najpełniej Brighton Michaela Herveya.
Wojciech Chmielarz – Zombie
Wydawnictwo Czarne, 517 str.
Pierwsze zdanie: Też chcesz zostać bohaterem?
Chmielarz w drugiej części tzw. Cyklu Gliwickiego, którego bohaterem jest dość nieprzyjemny typ (upadły, prywatny detektyw Dawid Wolski), dodał drugą, równorzędną mu postać – prokuratora Adama Górnika. Ten jako młody chłopak… zabił młotkiem kolegę ze szkoły. To wydarzenie stanowi oś fabuły, a Górnik do spółki z Wolskim muszą rozwiązać nieco nieprawdopodobną zagadkę.
Zombiego przede wszystkim pysznie się czyta. Ten najmroczniejszy z dotychczasowych kryminałów Chmielarza szybko i mocno wciąga. To zasługa sprawnej, wartkiej narracji, dynamicznej akcji, dobrze nakreślonych postaci, udanych retrospekcji czy kilku zaskakujących twistów. Nie mówię już szerzej o tym, co jest już swego rodzaju wizytówką tego autora, a więc o wybornie oddanych, rodzimych realiach – zwłaszcza tych społecznych.
Żeby jednak nie było za słodko, mam też pewne zastrzeżenie. Sama intryga, choć ciekawa, oparta na motywie zemsty i przez prawie całą książkę perfekcyjnie prowadzona, jakoś nie przekonuje mnie do końca w samym finale. Wyjaśnienie całej zagwozdki jest, jak dla mnie, lekko naciągane. Co nie zmienia faktu, że Zombiego i tak zdecydowanie warto przeczytać.
Michael Harvey – Brighton
Wydawnictwo Czarna Owca, przełożył Piotr Kaliński, 353 str.
Pierwsze zdanie: Pierwszy raz spotkał Bobby’ego Scalesa nad brzegiem rzeki Charles.
Brighton to dla mnie z kolei duże i bardzo pozytywne zaskoczenie. Przyznam szczerze, że sięgnąłem po tę książkę tylko dlatego, że przeczytałem, iż jej akcja dzieje się w Bostonie (Brighton to jedna z jego dzielnic). A to amerykańskie miasto kapitalnie portretuje w swoich powieściach kryminalno-sensacyjnych jeden z moich ulubionych autorów tego gatunku, Dennis Lehane. Chciałem sprawdzić więc, jak robią to inni. Okazało się, że trafiłem na znakomity, choć bardzo minorowy w nastroju, czarny kryminał.
Tu, podobnie jak u Chmielarza, wszystko zaczyna się od zbrodni popełnionej przed laty. Zamieszanych w nią jest dwóch przyjaciół, z których każdy wybrał kompletnie inną życiową drogę – jeden jest dziennikarzem śledczym, któremu przyznano właśnie Pulitzera, drugi przestępcą utrzymującym się z nielegalnych zakładów. W Brighton aż roi się od różnych wątków. Od trudnych relacji rodzinnych i prawdziwej męskiej przyjaźni. Poprzez porachunki mafijne, narkotyki i hazard. Aż po sportretowanie biedy i wszechobecnego marazmu, napięć na tle rasowym czy też po przywołanie echa pedofilii w kościele (główny bohater pracuje w „Boston Globe” – redakcję tę i aferę pedofilską przybliża oscarowy film pt. Spootlight).
Interesujące i zaskakujące w tej książce jest również to, że chociaż mamy do czynienia z mrocznym, brudnym i brutalnym (trup ściele się gęsto) światem, który wydaje się zdominowany przez silnych mężczyzn, tak z czasem okazuje się że to tylko pozory. Otóż w Brighton dzielą i rządzą sprytne oraz bezwzględne kobiety. Wyborny kryminał.
Karim Miské – Arab Jazz
Wydawnictwo Claroscuro, przełożyła Gabriela Hałat, 406 str.
Pierwsze zdanie: Ahmed wpatruje się w chmury na niebie, obłoki, które płyną, tam wysoko, cudowne obłoki.
Zdarzają się wśród kryminałów też takie tytuły, które niosą za sobą dużo więcej niż relaks i rozrywkę czy wielowymiarowość. Do tej wąskiej grupy zalicza się z pewnością Arab Jazz Karima Miskégo. Nie chcę wyjść na snoba, więc nie napiszę, że to kryminał dla inteligentów, ale jest to rzeczywiście ambitna i wymagająca rzecz – gęsta, jeśli chodzi o samą treść, i pełna pobocznych znaczeń (nie widziałem jeszcze w żadnym kryminale tylu przypisów). Momentami też poetycka czy taka wręcz artystyczna (liczne odwołania do kultury, m.in. konkretne wskazania literackie, filmowe i muzyczne – na końcu książki znajduje się nawet playlista), co w tym gatunku też nie zdarza się często. Zresztą tytuł Arab Jazz nawiązuje do przywoływanej w treści, jednej ze sztandarowych powieści Jamesa Ellroya, należącej do tzw. Kwartetu LA, pt. White Jazz (w języku polskim powieść ukazała się pt. Biała gorączka).
W Arab Jazz kołem zamachowym fabuły jest rytualne morderstwo, które odkrywa cierpiący na przewlekłą depresję i nałogowo zaczytujący się kryminałami Ahmed, francuz o arabskich korzeniach. Ginie Laura, jego sąsiadka. Sprawę tę będzie starała się rozwiązać intrygująca para detektywów – aszkenazyjska Żydówka Rachel Kupferstein i syn bretońskiego komunisty Jean Camelot. Ale także sam Ahmed. Nie bez powodu podaję, kto ma jakie korzenie, bo to rzecz bardzo ważna dla tej powieści.
Jej akcja dzieje się bowiem w Paryżu w 19. dzielnicy, zamieszkiwanej przez wieloetniczne środowiska. W tej pokręconej historii o wielu wątkach (w której akcja przenosić się będzie w retrospekcjach do Nowego Jorku) główne role odegrają fanatycy religijni – muzułmańscy i żydowscy fundamentaliści, głównie salafici, ale także świadkowie Jehowy. Jest to więc nie tylko kryminał noir. To także książka przybliżająca, oczywiście w pewnym stopniu, te religie oraz religijno-polityczne ruchy reformatorskie. Bardzo aktualna opowieść dotykająca problemów z tożsamością czy dyskryminacji rasowej. Inny, już mniej wyeksponowany wątek, to ścieranie się, wspomnianych już uczciwych i dobrze wykształconych policjantów (socjologia i filmoznawstwo) z tymi cwanymi – przekupnymi i bezwzględnymi, gorszymi nawet od pospolitych przestępców. Będą tu również opisane sny na jawie i narkotyczne wizje Ahmeda. Pojawi się też, jako istotna część fabuły, nieco tajemniczy i bardzo mocny narkotyk o nazwie Godzwill.
Wróćmy jeszcze do wątku kryminalnego – wymyślonej przez autora intrydze nie można nic zarzucić do samego końca. Wszystko się tu ładnie zazębia w przekonującym finale. Jak dotąd jest to, obok Nie przysyłajcie mi kwiatów Martina Solaresa, najlepszy kryminał tego roku.
I jeszcze jedno - brawa za świetne tłumaczenie dla pani Gabrieli Hałat.
PS Poza wyróżnioną wyżej trójką, przypominam również o ostatniej części z serii Jo Nesbø o Harrym Hole pt. Pragnienie – jeśli ktoś jej jeszcze nie czytał, niech czym prędzej nadrabia zaległości, bo to kapitalna książka jest. Nie zachęcam za to do lektury Bezsilnych Kati Hiekkapelto, który to kryminał – choć posiada mocno rozbudowany wątek społeczny, co akurat doceniam – okrutnie mnie wynudził.
A poniżej zestaw kryminałów, który zamierzam zabrać na swój urlop: